Sledzinski Sledzinski
197
BLOG

Z wizytą w Belgii

Sledzinski Sledzinski Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Na zaproszenie jednego z europosłów polskiej opozycji parlamentarnej wraz z grupą ponad 50 osób spędziłem kilka godzin w Belgii. T stamdąd  wywodził się I sekretarz PZPR w latach 70. XX w. i który rozwinął polski przemysł w spsób wręcz imponujący, w odróżnieniu od jego następców, co zwinęli nie tylko PZPR, ale wszystko, co tylko było "państwowe", a "prywatne" doprowadzili do ruiny.

Nie będę zachwycał się więcej przeszłością, a z teraźniejszości wyciągnąłem "lekcję ceny rynkowej".

I tak w Brukseli - a prawdopodobnie w całej UE - obowiązują pewne poziomy cen rynkowych.

Produkty proste, bez któych można się obejść, chociaż można je kupić - jak na przykład brelocik do kluczy, pamiątka dla żobny lub dziecka przywieziona z podróży służbowej, ostatecznie wafelek do przegryzienia - kosztują w granicach 1-2 euro.

Bardzo ważna rzecz - czyli ubikacja poza domem - to inwestycja rzędu 05-0,7 euro i ryczałt korzystania - z kabiny lub pisuaru, możliwość spłukania rąk zimną wodą wylatującą automatycznie z kurka po podłożeniu pod niego ręki, czasem coś w rodzaju mydła w płynie i elektyczna osuszarka dłoni...

Z poważniejszych rzeczy - czyli bardziej przydatnych w gospodarstwie domowym - jakakolwiek czekolada bądź okolicznościowy kubek - to już około 5-7 euro. Kapcie męskie - rzędu 20 euro, ksiażka - 20-30 euro a porządne obuwie w cenie rzędu 30 i więcej euro.

Patrzyłem także na komputery i ze zdziwieniem sprzedacy uznaliśmy, że potrafi on kosztować w Polsce np. 1200 czy 1600 zł i w Mechelen - podobny odpowiednio - 1200 lub 1600 euro.

Być może tajemnicą jest tutaj międzynarodowy producent - znaczy się - Chiny, które zarzucają rynek ogromem swojej produkcji - co uniemożliwia uruchomienie produkcji w innych krajach z uwagi na przyjęty poziom cen.... rynkowych. W mojej ocenie ceny w UE są dyktowane przez globalne firmy handlowe i cena produktu nie ma żadnego odniesienia do poziomu kosztów produkcji.

Na przykład polskie masło, takie jak w polskich sklepach - tam kosztuje już 1,65 euro podczas, gdy w Polsce około 3 złotych...

 

Piszę o tym jako propozycja do debaty prezydenckiej, ponieważ w Polsce wszyscy powołują się na nieopłacalność produkcji w odniesieniu do poziomu ceny rynkowej. Ale w Polsce obowiązuje zasada wyłaniania kontrahentów na drodze przetargu - według kryterium najniższej ceny.

I dzieki tym uregulowaniom prawnym w Polsce najdrożej buduje się wszystko na zamówienia publiczne, wyposażenie biur sięga astronomicznych kwot a ministrowie korzystają z zegarków w cenie odpowiadającej nabyciu dobrego, nowego samochodu i to takie zegarki otrzymują z reguły ... w prezencie...

No cóż, napatrzyłem się na te unijne zagwozdki i mam własne zdanie - może wprowadzenie euro zamiast poslkiej złotówki ma sens, ale na pewno nie za rządów PO. Tak mi to wygląda.

Sledzinski
O mnie Sledzinski

Prawidłowe funkcjonowanie przedsiębiorstwa jest pochodną właściwych relacji społeczno-gospodarczych w państwie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości